piątek, 29 lutego 2008

Coś z myśli Mistrza


Dzieci usunięte

Dla wielu rodzin i związków dzieci usunięte stają się losem szczególnym. Jeśli wejdziemy z nimi w rezonans i pozwolimy im połączyć się z nami, będą czuły się w rodzinie na właściwym miejscu. Zamiast stawać się złym losem, jak to czasami się zdarza, stają się dobrym losem.

W związku z tym, co napisałem powyżej ważne jest zdanie sobie sprawy z czegoś ważnego. Zła nie jest aborcja sama w sobie. Dla dziecka straszne nie jest to, że zostało usunięte, a to że chciano się go pozbyć.

Kiedy przyjrzymy się biegowi życia, nie tylko naszemu, ale życiu tak w ogóle, zauważamy: życie toczy się dalej, bo inni umierają. Ci, którzy umierają są w służbie życia. Również usunięte dziecko na poziomie swojej duszy – bo ono dusze ma – jest wzięte w służbę życiu.

Jest taki piękny sonet R.M. Rilkego ze zbioru sonetów do Orfeusza, który poświęcony jest młodej tancerce, która wcześnie umarła. Wiersz brzmi mniej więcej tak:

I prawie dziewczę była wschodzące
Ze szczęścia w pieśni i śpiewie
Jaśniała przejrzyście przez swą woalkę wiosenną
I uczyniła sobie z mego ucha posłanie


Tak więc Orfeusz śpiewa, a zmarła pobrzmiewa w jego uchu. Przysłuchuje się z niego uśpionemu światu. Rilke opowiada w tym sonecie też o sobie: wszystko, co mi się przydarza, co czuję i postrzegam – ona to też postrzega poprzez mnie. Potem pyta: Gdzie jest jej śmierć? Zobacz. Ona odrodziła się mimo że zasnęła. Uśpiła tylko swój świat.

Ona pozostaje w łączności ze wszystkim, co się wydarza. Czy czegoś jej brakuje? Może jej czegoś w tej sytuacji brakować?

Jeśli uda nam się usunięte dzieci uśpić w naszym uchu i wsłuchamy się w pieśń Orfeusza, staniemy się z nimi jednym a one niczego z tego, czym jest życie nie stracą.

Mówiąc o tym nie tylko mam przed obliczem ojca i matkę usuniętego dziecka. Ja patrzę o wiele szerzej i łączę się z o wiele większą całością. Z tego wypływa inne szczęście, pełnia szczęścia właściwie, w którym żywi i umarli połączeni ze sobą płyną coraz dalej i dalej przez życie jako całość.

BH (tłum. JA)

czwartek, 28 lutego 2008

W zatrzęsieniu ...

W zatrzęsieniu

Jestem kim jestem
Niepojęty przypadek
Jak każdy przypadek.

Inni przodkowie
Mogli być przecież moimi,
A już z innego gniazda
Wyfrunęłabym,
Już spod innego pnia
Wypełzła w łusce.

W garderobie natury
Jest kostiumów sporo.
Kostium pająka, mewy, myszy polnej.
Każdy od razu pasuje jak ulał
I noszony jest posłusznie
Aż do zdarcia.

Ja tez nie wybierałam,
Ale nie narzekam.
Mogłam być kimś
O wiele mniej osobnym.
Kimś z ławicy, mrowiska, brzęczącego roju,
Szarpaną wiatrem cząstką krajobrazu.

Kimś dużo mniej szczęśliwym,
Hodowanym na futro,
Na świąteczny stół,
Czymś co pływa pod szkiełkiem.

Drzewem uwięzłym w ziemi,
Do którego zbliża się pożar

Źdzbłem tratowanym
Przez bieg niepojętych wydarzeń.

Typem spod ciemnej gwiazdy,
która dla innych jaśnieje.

A co gdybym budziła w ludziach strach,
Albo tylko odrazę,
Albo Tylka litość?

Gdybym się urodziła
Nie w tym, co trzeba, plemieniu
I zamykały się przede mną drogi?

Los okazał się dla mnie
Jak dotąd łaskawy.

Mogła mi nie być dana
Pamięć dobrych chwil.

Mogła mi być odjęta
Skłonność do porównań.

Mogłam być sobą – ale bez zdziwienia,
a to by, oznaczało,
że kimś całkiem innym.

Wisława Szymborska

sobota, 23 lutego 2008

Rozkrok

do poczytania z muzyką: http://pl.youtube.com/watch?v=3LI2mHRycJ4&feature=related

Stanęłam w rozkroku i stoję tak już na dobrą sprawę od kilku tygodni. Okazało się, że nie zawsze umiem bez zastanowienia sięgnąć po to, co daje mi Los. Czasem muszę jeszcze jakiś czas pobyć w niewygodnej pozycji, by móc w pełni pojąć czy tego chcę. A wiedzieć czego się na prawdę chce, to dobry początek przed drogą.

Nazwijmy zatem stan w którym jestem swoistym zatrzymaniem przed drogą. Takie przysiadanie na ułamek, kiedy wyszliśmy już prawie, a jednak coś nas przyciągnęło z powrotem.
W codziennym życiu to parasol, klucze, torebka, może lista z zakupami.
Mnie zaś zatrzymał lęk przed utratą swoistej wygody jaką teraz mam. Kiedy już przekroczę próg, to wejdę przecież do świata odpowiedzialności za siebie samą.
Odwaga i odpowiedzialność są ważnymi umiejętnościami w życiu.
Nie każdemu dane pofrunąć ku nim jak na skrzydłach.

Dlatego drżę sobie i stoję tak w tym rozkroku tuż przed nowym.

Obserwuję niebo, może spadnie deszcz...
sprawdzam klucze, żeby móc w razie czego jeszcze tu wrócić...
sięgam po właściwą torebkę, żeby zmieścić w niej wszystkie dla mnie ważne chwile...
zabieram listę, nie z zakupami, a kolejnymi marzeniami, tak na wszelki wypadek gdyby...

Dość.
Wystarczy tego stania pomiędzy.
Wychodzę.
Czas na mnie.
Najwyższy czas.


Reszta to już tylko wiara w to, że zawsze dokonujemy tych najwłaściwszych wyborów, jeśli płyną one z głębi serca.
Tak jak ten mój, którego dokonałam... nawet jeśli stanęłam na chwilkę w rozkroku...
Ten rozkrok to też dar od Losu.

czwartek, 14 lutego 2008

...


Polecam...przemilczę jednak to, czego się o sobie samej dowiedziałam dzięki temu filmowi.
Jeden z lepszych, jaki oglądałam i oglądnęłam do końca. Mam taką słodką umiejętność zasypiania po kilku minutach od rozpoczęcia i przebudzania się zaraz po pojawieniu się napisów końcowych. Jeśli nie przegapiłam tego obrazu lewitując po drugiej stronie lustra, to znaczy że wart polecenia. Moje intuicyjne przesypianie jest dla mnie istotnym wskaźnikiem jakości filmu!

poniedziałek, 11 lutego 2008

Poniedziałek




Poniedziałki lubimy uznawać za feralne. Słynne "nie lubię poniedziałku" pobrzmiewa od rana na ustach wielu w autach, autobusach, pociągach, przy biurkach i gabinetach. Dla mnie jednak ten dzień, ten poniedziałek, stał się absolutnie fenomenalny. Tak po prostu otworzyłam pocztę i ....

Jak donoszą dzienniki w całym kraju, dziś tj. w poniedziałek, 11.02.2008 roku Pani XYZ została oficjalnie POPROSZONA PRZEZ samego MISTRZA o rozpoczęcie tłumaczenia Jego dzieła na język polski!!! Chwilowo jedna z najlepszych Tłumaczek w Polsce jest nieosiągalna dla mediów, ponieważ świętuje swoją radość razem z rodziną i bliskimi. Obiecała jednak w najbliższych dniach wydanie oficjalnego oświadczenia w tej sprawie.

No i jak tu nie kochać poniedziałków :-)

Wszystkim Życzę takich spełnień zaraz po przebudzeniu po weekendzie i tej radości pełnej szczęścia i przekonani, że warto marzyć, najlepiej od zaraz, czyli od poniedziałku!

niedziela, 3 lutego 2008

To, co właściwe

Bert Hellinger

To, co właściwe.

To, co właściwe, jest czymś bliskim. Jest zarówno konieczne, jak i możliwe bez większego starania. Pozostaje w harmonii z otoczeniem i z niego czerpie siłę i wglądy. Dlatego to, co właściwe pozostaje skromne, nie obciąża, czyni nam dobrze, nawet jeśli czasami musi z siłą zadziałać. Zaraz po tym wycofuje się w ciszy.

Mimo, że skierowane jest na to, co ma zaraz nastąpić, działa daleko poza to. Tak jak korzeń karmi rozłożyste gałęzie drzewa, mimo że ich nigdy nie widzi. Stąd i my nie musimy troszczyć się o to, co odległe.

Jeśli natomiast zaczynamy troszczyć się o to, co przed nami i wydaje się nam, że naszym
zamartwieniem jesteśmy w stanie nadać temu własny, wygodny nam i lepszy kierunek, to zagubimy się w wielorakości tego, co właściwe i staniemy się słabi.

To, co właściwe zdarza się nam w odpowiednim czasie i miejscu oraz dokładnie tam, gdzie możliwe jest dalsze działanie. Kiedy martwimy się o to, co dalekie, to umyka nam to, co bliskie, a tym samym to, co się na prawdę liczy.

(Tłum. JA)

List do ...




Każdy ma swojego nauczyciela, który jak wiadomo zawsze przychodzi we właściwym czasie.

Mój Mistrz zawitał u mnie całkiem niedawno pod postacią odręcznego pisma i zapachu jego dłoni nawet na zadrukowanych kartkach. Kolej jest taka, że teraz ja muszę zbliżyć się do Niego. Pierwszy, najbardziej odpowiedni krok to list. Tak więc siedzę i tworzę "Mój pierwszy list do Mistrza".

Od siedmiu dni próbuję złożyć go w całość... Ponad 160 godzin pustki w głowie. Każde słowo zawsze można ulepszyć, a każdą myśl ująć godniej. Ubieranie siebie we właściwe i odpowiednie zdania jest moim ćwiczeniem w pokorze i w czekaniu na ten najwłaściwszy płomień myśli w głowie.

Dobry wstęp przed przekładem dzieła całego Jego życia...