
Dla wielu rodzin i związków dzieci usunięte stają się losem szczególnym. Jeśli wejdziemy z nimi w rezonans i pozwolimy im połączyć się z nami, będą czuły się w rodzinie na właściwym miejscu. Zamiast stawać się złym losem, jak to czasami się zdarza, stają się dobrym losem.
W związku z tym, co napisałem powyżej ważne jest zdanie sobie sprawy z czegoś ważnego. Zła nie jest aborcja sama w sobie. Dla dziecka straszne nie jest to, że zostało usunięte, a to że chciano się go pozbyć.
Kiedy przyjrzymy się biegowi życia, nie tylko naszemu, ale życiu tak w ogóle, zauważamy: życie toczy się dalej, bo inni umierają. Ci, którzy umierają są w służbie życia. Również usunięte dziecko na poziomie swojej duszy – bo ono dusze ma – jest wzięte w służbę życiu.
Jest taki piękny sonet R.M. Rilkego ze zbioru sonetów do Orfeusza, który poświęcony jest młodej tancerce, która wcześnie umarła. Wiersz brzmi mniej więcej tak:
I prawie dziewczę była wschodzące
Ze szczęścia w pieśni i śpiewie
Jaśniała przejrzyście przez swą woalkę wiosenną
I uczyniła sobie z mego ucha posłanie
Tak więc Orfeusz śpiewa, a zmarła pobrzmiewa w jego uchu. Przysłuchuje się z niego uśpionemu światu. Rilke opowiada w tym sonecie też o sobie: wszystko, co mi się przydarza, co czuję i postrzegam – ona to też postrzega poprzez mnie. Potem pyta: Gdzie jest jej śmierć? Zobacz. Ona odrodziła się mimo że zasnęła. Uśpiła tylko swój świat.
Ona pozostaje w łączności ze wszystkim, co się wydarza. Czy czegoś jej brakuje? Może jej czegoś w tej sytuacji brakować?
Jeśli uda nam się usunięte dzieci uśpić w naszym uchu i wsłuchamy się w pieśń Orfeusza, staniemy się z nimi jednym a one niczego z tego, czym jest życie nie stracą.
Mówiąc o tym nie tylko mam przed obliczem ojca i matkę usuniętego dziecka. Ja patrzę o wiele szerzej i łączę się z o wiele większą całością. Z tego wypływa inne szczęście, pełnia szczęścia właściwie, w którym żywi i umarli połączeni ze sobą płyną coraz dalej i dalej przez życie jako całość.
BH (tłum. JA)